poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Przepraszam.

Cóż.. Nie mam niestety dobrych wieści. Z przykrością ogłaszam, że usuwam mojego bloga. Nie chodzi tutaj o to, że się wypaliłam, bo pomysłów mam nieskończoną ilość. Na brak czasu też nie narzekam, gdyż całe wakacje siedzę w domu. Problem leży niestety w moich umiejętnościach pisarskich, a raczej ich braku. Każdy napisany przeze mnie rozdział nie zadowalał mnie. Historia którą chciałam stworzyć zupełnie mija się z tą, którą przelewam na papier. Nie potrafie dostatecznie dobrać słów, aby napisać to, co tworzy się w mojej głowie. Jest mi z tym bardzo źle, gdyż miałam naprawdę wiele planów co do mojego opowiadania. Ale nie moge czytać tego pod czym nawet wstyd mi się podpisać. Żałuje tego, ale może w przyszłości kiedy trochę dojrzeje, będe bardziej obeznana w naszym języku i przeczytam jeszcze setki książek, dzięki którym mój zasłub słów się znacznie powiększy, powróce do blogosfery. Mam taką nadzieje. Jak to sie potoczy, zobaczymy. Na razie to tyle z mojej strony. Pozdrawiam wszystkich...;)
MacDusia

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Zemsta II cz.1

Ciemny korytarz. Nicość. Głosy.
Nie będziesz żyć przeszłością.
Odeszła.
Jego dzieło, dzieło.
Wrócisz do życia.
Nie żyje, żyje, żyje.
Nie możesz, przeszłością.
Odeszła..
Zostawiła..
Zabił.
Jego dzieło.
Zemsta..
Zemsta.
Nie żyje.
Zabił.
Jego dzieło!!
Otwarłam oczy. Kolejna noc i wciąż ten sam sen. Za każdym razem. Wciąż ten sam. Zeszłam na dół, wiedziałam, że już nie zasnę. Podeszłam do barku i nalałam sobie odrobinę Ognistej Whiskey. Była ostatnimi czasy moim częstym towarzyszem podczas bezsennych nocy. Usiadłam na kanapie i przyglądnęłam się zdjęciu stojącemu na drewnianym stoliku, który zresztą właśnie ona wybierała. Alice. Ukochana siostra, przyjaciółka. Jedyna osoba jaka mi została. Nikogo już nie miałam. Rodzice zginęli w wypadku 5 lat temu. Dokładnie pamiętam pierwsze dni bez nich. Było im ciężko. Ale w końcu sobie poradziły. Tak przynajmniej cały czas sobie wmawiam. Dałyśmy rade. Wszystko wyszło na prostą. Tak było. Tak musiało być!
Zacisnęłam chude palce na zimnym szkle. Zabrał ją. Odebrał choć nie miał do niej żadnych praw. Przywłaszczył sobie i porzucił. Jak rzecz. Nikomu nie potrzebną, bezwartościową, nic nie znaczącą. Nie liczył się z uczuciami. A ona cierpiała, bardziej niż ktokolwiek. Ale on jeszcze za to zapłaci.
Odstawiłam trunek, po czym wstałam ze skórzanej kanapy. Podeszłam do okna. Znów padało. Deszcz żłobił ścieżki na przezroczystej szybie. Moje łzy wzięły z nich przykład płynąc po bladych wychudzonych policzkach. Odebrał mi ją. Nie miał praw. Zapłaci. Zapłaci. Odebrał ją. Niczym zwykły przedmiot. Odrzucony kiedy staje się całkiem zbędny. Odebrał i odrzucił.Zacisnęła czerwone powieki i szarpnęła za słabe, zmatowiałe włosy. Zapłaci za ten błąd. Odnajdzie i doprowadzi go do obłędu. Nie będzie mógł bez niej żyć, oddychać, funkcjonować. Nie będzie mógł wytrzymać bez jej ciała, osoby. Nie będzie w stanie opuścić na minutę. Stanie się dla niego wszystkim. Bo i ona zabierze mu wszystko. Co ważne, cenne, drogie jego sercu. Zostanie z niczym. Prócz niej. Opęta. Zostawi. Do obłędu. Do szaleństwa.
Szarpała za swoje włosy..
Ani minuty. Uzależni. Opęta. Będzie wszystkim. Do szaleństwa. Zostawi. Opęta. Opęta. Opęta.
Szarpała coraz mocniej..
Opęta. Zostawi. Do obłędu. Opęta.. Opęta.. Opęta
                                                                          ***
-Harry, ja nie wiem co się z nią dzieje. Twierdz, że wszystko jest w porządku, ale ja widzę. Nie jestem ślepa. Wychudła, wciąż ma podkrążone oczy, jakby w ogóle nie spała. Wyrzucili ją z pracy! A ja nawet nie wiem czy ona zdaję sobie z tego sprawę. Nie mógłbyś jeszcze porozmawiać z Alanem? Może..
-Nie, Ginny. Już z nim gadałem. On nie miał innego wyjścia. Alan zna jej sytuajcę i rozumiał, że potrzebowała czasu. Ale czekał 2 miesiące. Hermiona nie odbierała telefonów, nie odpisywała na sowy, a on nie mógł trzymać wolnego stanowiska tyle czasu. Poza tym szef Departamentu..
-Tak wiem, że Iwan też miał na to wpływ. Zawsze był niecierpliwy. Mówiłam, że nie nadaje się do Departamentu Tajemnic.
-Ginny, wiem , że jesteś sfrustrowana, ale Hermiona też nie jest bez winy...
-Jak możesz tak mówić?! Straciła rodziców, potem siostrę. Jest całkiem sama. Ma tylko nas. A tak na marginesie kiedy odwiedzałeś ją ostatnio? A Ron? Nie pamiętasz jak się czułeś kiedy Syriusz umarł..
-Proszę cię nie zaczynaj.-warknął Potter. Tak, dobrze wiedział jak to jest. Ale prawda była taka, że bał się. Spojrzeć w te pełne bólu oczy. Bo to wszystko było przez niego. To on wspierał Hermionę i Alice po śmierci rodziców. Z Al działo się coś niedobrego, ale jej siostra nie chciała tego przyjąć do wiadomości. To on poznał ją z Malfoyem. Po wojnie odbudował z nim swoje stosunki. Chciał dobrze. I co? Okazało się, że na darmo mu zaufał. Nie mógł go nawet znaleźć, bo ten obślizgły drań zniknął. Tylko Zabini wiedział coś na ten temat, ale wciąż nic nie chce powiedzieć. Miał ochotę go za to udusić, ale w końcu Malfoy był jego kumplem. Co się dziwić, że go kryje. Niedawno nawet słyszał jakieś pogłoski na temat byłego ślizgona, ale były to tylko nic nie znaczące plotki. Prawda była taka, że znajdował się w czarnej dupie i nic z tym nie potrafił zrobić.
-Dobrze Harry. Ja muszę już iść. Blaise został z małą i boje się, że rozniesie nasz dom. Od kiedy Julie się urodziła jest istnym kłękiem nerwów- powiedziała wstając od stolika w kawiarni.
-Jasne, rozumiem.-mruknął mężczyzna dopijając resztę swojej przesłodzonej kawy.
-Ale Harry. Proszę Cię postaraj się ją odwiedzić. Może tobie powie coś więcej niż mi.
-Nie wiem czy to dobry pomysł.
-Proszę-popatrzyła na niego błagalnie. Nie umiał jej odmówić. Skinął więc głową, zrezygnowany.
-Dziękuję, do zobaczenia.-machnęła ręką po czym opuściła lokal.
                                                                        ***
-Blaise błagam cię, przestań ględzić- powiedziała znudzona Hermiona. Jej przyjaciel już od 2 godzin wypytywał ją o jej samopoczucie, a ona powoli zaczynała mieć dość jego wizyty.
-Ty nic nie rozumiesz! Martwię się o Ciebie. Wszyscy się martwimy- mówił dalej, niczym nie zrażony mężczyzna, kiwając w ramionach swoją córeczkę.
-Blaise, ale ja sobie radze. Nie widzisz, jeszcze żyję!-mówiła rozsierdzona.
-Radzisz sobie? A co z pracą?Podobno cię zwolnili. Wiesz ja rozumiem, że nie miałaś do tego głowy. Jeżeli chcesz to my z Ginny jesteśmy gotowi Ci pomóc. Jedno słowo i..
- Dam radę! Nie jestem już dzieckiem, zrozumcie to w końcu wszyscy.-odparła zrezygnowana. Zatopiła spierzchnięte usta w parzącej, mocnej niczym siekiera kawie. Chciała zostać sama, poużalać się nad sobą, ale przecież go nie wyrzuci. Bądź co bądź był jej przyjacielem.-Idę  do łazienki, zaraz wracam-mruknęła po czy  jak najszybciej wyszła z kuchni. Jej celem była toaleta, a kolokwialne mówiąc muszla klozetowa. Tam jak co dzień zwracała wszystko co zjadła do tej pory. Dziś były to wyłącznie słone paluszki. Kiedy zakończyła swój "poranny rytuał" stanęła przed lustrem i przemyła twarz zimną wodą. Wiedziała, że bardzo się zaniedbała od czasu śmierci Alice. Rzadko wychodziła z domu. Spotkania z przyjaciółmi nie miały w sobie nic z dawnych towarzyskich zjazdów. Teraz Hermiona tylko czekała aż wszyscy opuszczą jej mieszkanie. Staczała się. Ale czy jej to przeszkadzało? W żadnym razie. Wręcz jej to odpowiadało. No bo przecież nie mia nic lepszego jak patrzenie w sufit i myślenie jak zniszczyć Malfoy'a. No bo teraz tylko to siedziało jej w głowie. Może miała już obsesje. Nie wiedziała. i mało ją to interesowało. W końcu zmęczona życiem, opuściła łazienkę, powolnym krokiem wracając do wypędzania Blaise'a z domu. Zanim jednak dotarła do kuchni, coś przykuło jej uwagę.
-... jak długo masz zamiar się ukrywać i szczerze mało mnie to obchodzi. Mam teraz dużo ważniejsze sprawy na głowie. Nie Ginny nie ma ze mną. Co znowu? Jaka firma? Stary o czym ty mi teraz nawijasz?  Jak to zakładasz firmę? Jaką firmę? Jaśniej, nie mam pół dnia na twoje wywody, do rzeczy! Dobra, spotkajmy się. Może być ten nowy klub Paradis? Ok, do zobaczenia o 20. Cześć.
Z kim mógł rozmawiać Blaise? I dlaczego mam dziwne poczucie, że doskonale wiem kto to był?
-Mówiłeś coś?- zapytałam jak gdyby nigdy nic, wchodząc do pomieszczenia.
-A wiesz, bo Ginny dzwoniła, że obiad czeka.. I no chyba będę się zbierał.- powiedział niemrawo.
-Rozumiem, pozdrów ją ode mnie.-odpowiedziałam dziękując Merlinowi za koniec moich męczarni.
-Ale Hermiono, pamiętaj, że gdyby coś się działo, gdybyś potrzebowała czegokolwiek to my z Ginny zawsze ci pomożemy. Możesz dzwonić o każdej porze dnia i nocy. Ok?
-Obiecuje, że w razie czego się do was zgłoszę
-Na pewno?
-Na pewno-zapewniłam. Blaise już w lepszym nastroju opuścił moje mieszkanie. A ja zostałam. Ze świadomością, że właśnie go okłamałam. Ale czego się nie robi dla przyjaciół..
                                                              ***
-Co robić?-zapytałam sama siebie. Tak na prawdę doskonale wiedziałam gdyż moja podświadomość wciąż podsyłała mi dwa słowa: Paradis i Malfoy. Byłam bowiem pewna, że to właśnie on był rozmówcą Zabiniego. Resztki zdrowego rozsądku podpowiadały mi, żebym dała sobie spokój, wzięła się w garść, zaczęła nowe życie. Ale problem tkwił w tym, że ja zawsze kierowałam się impulsem. I ten właśnie impuls kazał mi zebrać się do kupy i pokazać pewnemu przeze mnie znienawidzonemu mężczyźnie co znaczy skrzywdzić kobietę. Ten impuls kazał mi go zniszczyć. Wstałam więc z kanapy i bez zbędnych rozmyślań udałam się do mojej sypialni. Tam odbyłam zawziętą bitwę z moją szafą, a dokładniej z furą ciuchów z niej wręcz wypływających. Potem spędziłam bite pięć godzin na doprowadzeniu swojej twarzy do w miarę normalnego stanu. Bądźmy szczerzy, efekty nie były oszałamiające, ale wystarczające bym pozostała nierozpoznawalna. Spojrzałam na zegarek i ocknęłam się, że zostało mi tylko pół godziny. Pędem więc zeszłam na dół i ostatni raz popatrzyłam w lustro. Zabawę czas zacząć.
                                                                ***
                           Muzyka< http://www.youtube.com/watch?v=O3c4dPxN1qM >
-Tequille poproszę-powiedziałam  do podchodzącego właśnie barmana. Klubowa muzyka bębniła mi w uszach, a kilka wcześniejszych kieliszków powoli rozluźniało moje dotychczas spięte mięśnie. Rozglądnęłam się po klubie, szukając znajomych twarzy. Wciąż nic. Zaczynałam się zastanawiać czy to faktycznie tutaj umówił się Zabini i czy na pewno z Malfoy' em. Po chwili jednak zupełnie przestało mnie to interesować i postanowiłam oddać się muzyce. wstałam i powolnym krokiem ruszyłam w stronę parkietu. Weszłam pomiędzy ruszające się w każdą stronę ciała i dałam się ponieść. Nie mam pojęcia jak długo mogło to trwać, ale po chwili poczułam czyjeś dłonie na mojej talii. Otworzyłam wcześniej zamknięte oczy i przyjrzałam się mężczyźnie, którego gorące ręce dotykały teraz moich bioder. Był to niezwykle przystojny brunet i pomimo tego, że kompletnie go nie znałam jego odważne poczynania w moinm kierunku ani trochę mi nie przeszkadzały. Wręcz mi się to podobało. Zaskoczona tym odkryciem nawet nie zorientowałam się kiedy jego dłonie spoczęły na moich pośladkach. Nagle jednak wszystko inne przestało miec znaczenie. Zobaczyłam go. Dracon. Właśnie szedł w stronę wyjścia z klubu. Nie wiem co kierowało mną w tamtym momencie, ale miałam przeczucie, że to doskonały krok.
-Potrzebuje zwrócić uwagę pewnego mężczyzny. Będę teraz udawać, że się do mnie dobierasz a ja tego bardzo nie chcę. Ewentualne skutki wynagrodzę Ci potem-szepnęłam do ucha mojego partnera. On niezauważalnie skinął głową.- Odwal się ode mnie- krzyknęłam. Brunet ku mojemu szczęściu zaczął całować mnie po szyi co dla postronnego wyglądało na bardzo nachalne.-Słyszałeś, puszczaj!- zaczęłam się wyrywac coraz mocniej. Nie puszczał.
-Ta pani najwyraźniej nie chce pańskiego towarzystwa. Nie zauważył pan tego?-usłyszałam ponętny baryton, w tej chwili jednak bardzo szorstki.
-To chyba nie twoja sprawa koleś- odburknął mój "oprawca" mocno trzymając mnie za nadgarstek.Zaczęłam płakać, szarpiąc się mocno.
-Tak myślisz?-zapytał po czym z całej siły uderzył go pięścią w twarz. Brunet przwerócił się na ziemię, a ja cała we łzach rzuciłam się w ramiona byłemu ślizgonowi. Kątem oka zobaczyłam jak ochroniarze wyprowadzają zamroczonego meżczyzne. Malfoy zaprowadził mnie do jakiegoś stolika i delikatnie posadził na fotelu.
-Wszystko w porządku?-zapytał delikatnie i popatrzył w moje jeszcze pełne łez oczy.
-T-tak- wyjąkałam, niezdarnie ścierając resztki tuszu z moich policzków.
-Masz-podał mi szklankę wody. Popatrzyłam na nią niepewnie, pozorując moją niewiedzę co do jego obecnych zamiarów.-Nie bój się, nic Ci nie dosypałem. Jesteś już bezpieczna-odpowiedział subtelnie się uśmiechając i siadając naprzeciwko mnie. W końcu odebrałam szklankę z jego ręki i zanurzyłam usta w lodowatej wodzie.
-Więc, jak masz na imię?...
                                                                       ***
Wiem, że w tej sytuacji zwykłe przepraszam nie wystarczy, ale sama nie wiem co teraz powiedzieć. Jest mi okropnie przykro, że tak zaniedbałam bloga.  Mam naprawdę strasznie dużo pracy i ledwo się ze wszystkim wyrabiam. Dodatkowo ostatnimi czasy bardzo dużo chorowałam i odwiedziłam połowę polskich lekarzy. Na otarcie łez przynoszę wam 2 część miniaturki Zemsta, która niestety musiała być podzielona na 2 części, za co również bardzo przepraszam. Nic nie obiecuję ale mam nadzieję że szybciutko dodam 2 część i w końcu ten blog ruszy na przód. Nie oczekuję, że będzie wam się chciało znów tyle czekać na cokolwiek ale bardzo proszę o cierpliwość gdyż gdyby to zależało ode mnie to dodawałabym rozdziały codziennie. Zdaję sobie także sprawę, że ta notka nie jest idealne, ale może w wolnym czasie uda mi się ją trochę poprawić. Jeszcze raz przepraszam.
Pozdrawiam, MacDusia

poniedziałek, 23 września 2013

Drabble: Szczerość

Powiem od razu. To moje pierwsze drabble. Wiem, nie za ciekawe, ale wpadłam na coś takiego nagle i postanowiłam wam pokazać. Oceńcie czy da się przeczytać xd. Mam nadzieje, że jak na pierwszy raz to nie jest masakrycznie. Ale jak mówiłam, oceńcie sami.
Pozdrawiam, MacDusia
                                                                     ***
Patrzyłeś kiedyś jak twój świat, tak niezwykle długo i mozolnie budowany, rozpada się w nicość?
Widziałeś jak osoby, które były dla Ciebie wszystkim, odchodzą pozostawiając po sobie bolącą pustkę?
Czułeś kiedyś, że przestajesz istnieć, twoja dusza staję się nic nieznaczącym słowem, a ciało tylko powoli niknącą materią?
Czy patrzyłeś kiedyś na swoje życie jak na nieistotny epizod w ogromnym, nieograniczonym wszechświecie?
Czy potrafiłeś odciąć się od natłoku myśli uświadamiających Ci, że jesteś kimś nic niewartym, przez nikogo niekochanym, przez nikogo nieoczekiwanym?
Czy czułeś wszechobecną otchłań, w którą opadałeś w każdej sekundzie swojej jakże nędznej egzystencji?
Wiesz co? Ja też nie.