poniedziałek, 30 grudnia 2013

Zemsta II cz.1

Ciemny korytarz. Nicość. Głosy.
Nie będziesz żyć przeszłością.
Odeszła.
Jego dzieło, dzieło.
Wrócisz do życia.
Nie żyje, żyje, żyje.
Nie możesz, przeszłością.
Odeszła..
Zostawiła..
Zabił.
Jego dzieło.
Zemsta..
Zemsta.
Nie żyje.
Zabił.
Jego dzieło!!
Otwarłam oczy. Kolejna noc i wciąż ten sam sen. Za każdym razem. Wciąż ten sam. Zeszłam na dół, wiedziałam, że już nie zasnę. Podeszłam do barku i nalałam sobie odrobinę Ognistej Whiskey. Była ostatnimi czasy moim częstym towarzyszem podczas bezsennych nocy. Usiadłam na kanapie i przyglądnęłam się zdjęciu stojącemu na drewnianym stoliku, który zresztą właśnie ona wybierała. Alice. Ukochana siostra, przyjaciółka. Jedyna osoba jaka mi została. Nikogo już nie miałam. Rodzice zginęli w wypadku 5 lat temu. Dokładnie pamiętam pierwsze dni bez nich. Było im ciężko. Ale w końcu sobie poradziły. Tak przynajmniej cały czas sobie wmawiam. Dałyśmy rade. Wszystko wyszło na prostą. Tak było. Tak musiało być!
Zacisnęłam chude palce na zimnym szkle. Zabrał ją. Odebrał choć nie miał do niej żadnych praw. Przywłaszczył sobie i porzucił. Jak rzecz. Nikomu nie potrzebną, bezwartościową, nic nie znaczącą. Nie liczył się z uczuciami. A ona cierpiała, bardziej niż ktokolwiek. Ale on jeszcze za to zapłaci.
Odstawiłam trunek, po czym wstałam ze skórzanej kanapy. Podeszłam do okna. Znów padało. Deszcz żłobił ścieżki na przezroczystej szybie. Moje łzy wzięły z nich przykład płynąc po bladych wychudzonych policzkach. Odebrał mi ją. Nie miał praw. Zapłaci. Zapłaci. Odebrał ją. Niczym zwykły przedmiot. Odrzucony kiedy staje się całkiem zbędny. Odebrał i odrzucił.Zacisnęła czerwone powieki i szarpnęła za słabe, zmatowiałe włosy. Zapłaci za ten błąd. Odnajdzie i doprowadzi go do obłędu. Nie będzie mógł bez niej żyć, oddychać, funkcjonować. Nie będzie mógł wytrzymać bez jej ciała, osoby. Nie będzie w stanie opuścić na minutę. Stanie się dla niego wszystkim. Bo i ona zabierze mu wszystko. Co ważne, cenne, drogie jego sercu. Zostanie z niczym. Prócz niej. Opęta. Zostawi. Do obłędu. Do szaleństwa.
Szarpała za swoje włosy..
Ani minuty. Uzależni. Opęta. Będzie wszystkim. Do szaleństwa. Zostawi. Opęta. Opęta. Opęta.
Szarpała coraz mocniej..
Opęta. Zostawi. Do obłędu. Opęta.. Opęta.. Opęta
                                                                          ***
-Harry, ja nie wiem co się z nią dzieje. Twierdz, że wszystko jest w porządku, ale ja widzę. Nie jestem ślepa. Wychudła, wciąż ma podkrążone oczy, jakby w ogóle nie spała. Wyrzucili ją z pracy! A ja nawet nie wiem czy ona zdaję sobie z tego sprawę. Nie mógłbyś jeszcze porozmawiać z Alanem? Może..
-Nie, Ginny. Już z nim gadałem. On nie miał innego wyjścia. Alan zna jej sytuajcę i rozumiał, że potrzebowała czasu. Ale czekał 2 miesiące. Hermiona nie odbierała telefonów, nie odpisywała na sowy, a on nie mógł trzymać wolnego stanowiska tyle czasu. Poza tym szef Departamentu..
-Tak wiem, że Iwan też miał na to wpływ. Zawsze był niecierpliwy. Mówiłam, że nie nadaje się do Departamentu Tajemnic.
-Ginny, wiem , że jesteś sfrustrowana, ale Hermiona też nie jest bez winy...
-Jak możesz tak mówić?! Straciła rodziców, potem siostrę. Jest całkiem sama. Ma tylko nas. A tak na marginesie kiedy odwiedzałeś ją ostatnio? A Ron? Nie pamiętasz jak się czułeś kiedy Syriusz umarł..
-Proszę cię nie zaczynaj.-warknął Potter. Tak, dobrze wiedział jak to jest. Ale prawda była taka, że bał się. Spojrzeć w te pełne bólu oczy. Bo to wszystko było przez niego. To on wspierał Hermionę i Alice po śmierci rodziców. Z Al działo się coś niedobrego, ale jej siostra nie chciała tego przyjąć do wiadomości. To on poznał ją z Malfoyem. Po wojnie odbudował z nim swoje stosunki. Chciał dobrze. I co? Okazało się, że na darmo mu zaufał. Nie mógł go nawet znaleźć, bo ten obślizgły drań zniknął. Tylko Zabini wiedział coś na ten temat, ale wciąż nic nie chce powiedzieć. Miał ochotę go za to udusić, ale w końcu Malfoy był jego kumplem. Co się dziwić, że go kryje. Niedawno nawet słyszał jakieś pogłoski na temat byłego ślizgona, ale były to tylko nic nie znaczące plotki. Prawda była taka, że znajdował się w czarnej dupie i nic z tym nie potrafił zrobić.
-Dobrze Harry. Ja muszę już iść. Blaise został z małą i boje się, że rozniesie nasz dom. Od kiedy Julie się urodziła jest istnym kłękiem nerwów- powiedziała wstając od stolika w kawiarni.
-Jasne, rozumiem.-mruknął mężczyzna dopijając resztę swojej przesłodzonej kawy.
-Ale Harry. Proszę Cię postaraj się ją odwiedzić. Może tobie powie coś więcej niż mi.
-Nie wiem czy to dobry pomysł.
-Proszę-popatrzyła na niego błagalnie. Nie umiał jej odmówić. Skinął więc głową, zrezygnowany.
-Dziękuję, do zobaczenia.-machnęła ręką po czym opuściła lokal.
                                                                        ***
-Blaise błagam cię, przestań ględzić- powiedziała znudzona Hermiona. Jej przyjaciel już od 2 godzin wypytywał ją o jej samopoczucie, a ona powoli zaczynała mieć dość jego wizyty.
-Ty nic nie rozumiesz! Martwię się o Ciebie. Wszyscy się martwimy- mówił dalej, niczym nie zrażony mężczyzna, kiwając w ramionach swoją córeczkę.
-Blaise, ale ja sobie radze. Nie widzisz, jeszcze żyję!-mówiła rozsierdzona.
-Radzisz sobie? A co z pracą?Podobno cię zwolnili. Wiesz ja rozumiem, że nie miałaś do tego głowy. Jeżeli chcesz to my z Ginny jesteśmy gotowi Ci pomóc. Jedno słowo i..
- Dam radę! Nie jestem już dzieckiem, zrozumcie to w końcu wszyscy.-odparła zrezygnowana. Zatopiła spierzchnięte usta w parzącej, mocnej niczym siekiera kawie. Chciała zostać sama, poużalać się nad sobą, ale przecież go nie wyrzuci. Bądź co bądź był jej przyjacielem.-Idę  do łazienki, zaraz wracam-mruknęła po czy  jak najszybciej wyszła z kuchni. Jej celem była toaleta, a kolokwialne mówiąc muszla klozetowa. Tam jak co dzień zwracała wszystko co zjadła do tej pory. Dziś były to wyłącznie słone paluszki. Kiedy zakończyła swój "poranny rytuał" stanęła przed lustrem i przemyła twarz zimną wodą. Wiedziała, że bardzo się zaniedbała od czasu śmierci Alice. Rzadko wychodziła z domu. Spotkania z przyjaciółmi nie miały w sobie nic z dawnych towarzyskich zjazdów. Teraz Hermiona tylko czekała aż wszyscy opuszczą jej mieszkanie. Staczała się. Ale czy jej to przeszkadzało? W żadnym razie. Wręcz jej to odpowiadało. No bo przecież nie mia nic lepszego jak patrzenie w sufit i myślenie jak zniszczyć Malfoy'a. No bo teraz tylko to siedziało jej w głowie. Może miała już obsesje. Nie wiedziała. i mało ją to interesowało. W końcu zmęczona życiem, opuściła łazienkę, powolnym krokiem wracając do wypędzania Blaise'a z domu. Zanim jednak dotarła do kuchni, coś przykuło jej uwagę.
-... jak długo masz zamiar się ukrywać i szczerze mało mnie to obchodzi. Mam teraz dużo ważniejsze sprawy na głowie. Nie Ginny nie ma ze mną. Co znowu? Jaka firma? Stary o czym ty mi teraz nawijasz?  Jak to zakładasz firmę? Jaką firmę? Jaśniej, nie mam pół dnia na twoje wywody, do rzeczy! Dobra, spotkajmy się. Może być ten nowy klub Paradis? Ok, do zobaczenia o 20. Cześć.
Z kim mógł rozmawiać Blaise? I dlaczego mam dziwne poczucie, że doskonale wiem kto to był?
-Mówiłeś coś?- zapytałam jak gdyby nigdy nic, wchodząc do pomieszczenia.
-A wiesz, bo Ginny dzwoniła, że obiad czeka.. I no chyba będę się zbierał.- powiedział niemrawo.
-Rozumiem, pozdrów ją ode mnie.-odpowiedziałam dziękując Merlinowi za koniec moich męczarni.
-Ale Hermiono, pamiętaj, że gdyby coś się działo, gdybyś potrzebowała czegokolwiek to my z Ginny zawsze ci pomożemy. Możesz dzwonić o każdej porze dnia i nocy. Ok?
-Obiecuje, że w razie czego się do was zgłoszę
-Na pewno?
-Na pewno-zapewniłam. Blaise już w lepszym nastroju opuścił moje mieszkanie. A ja zostałam. Ze świadomością, że właśnie go okłamałam. Ale czego się nie robi dla przyjaciół..
                                                              ***
-Co robić?-zapytałam sama siebie. Tak na prawdę doskonale wiedziałam gdyż moja podświadomość wciąż podsyłała mi dwa słowa: Paradis i Malfoy. Byłam bowiem pewna, że to właśnie on był rozmówcą Zabiniego. Resztki zdrowego rozsądku podpowiadały mi, żebym dała sobie spokój, wzięła się w garść, zaczęła nowe życie. Ale problem tkwił w tym, że ja zawsze kierowałam się impulsem. I ten właśnie impuls kazał mi zebrać się do kupy i pokazać pewnemu przeze mnie znienawidzonemu mężczyźnie co znaczy skrzywdzić kobietę. Ten impuls kazał mi go zniszczyć. Wstałam więc z kanapy i bez zbędnych rozmyślań udałam się do mojej sypialni. Tam odbyłam zawziętą bitwę z moją szafą, a dokładniej z furą ciuchów z niej wręcz wypływających. Potem spędziłam bite pięć godzin na doprowadzeniu swojej twarzy do w miarę normalnego stanu. Bądźmy szczerzy, efekty nie były oszałamiające, ale wystarczające bym pozostała nierozpoznawalna. Spojrzałam na zegarek i ocknęłam się, że zostało mi tylko pół godziny. Pędem więc zeszłam na dół i ostatni raz popatrzyłam w lustro. Zabawę czas zacząć.
                                                                ***
                           Muzyka< http://www.youtube.com/watch?v=O3c4dPxN1qM >
-Tequille poproszę-powiedziałam  do podchodzącego właśnie barmana. Klubowa muzyka bębniła mi w uszach, a kilka wcześniejszych kieliszków powoli rozluźniało moje dotychczas spięte mięśnie. Rozglądnęłam się po klubie, szukając znajomych twarzy. Wciąż nic. Zaczynałam się zastanawiać czy to faktycznie tutaj umówił się Zabini i czy na pewno z Malfoy' em. Po chwili jednak zupełnie przestało mnie to interesować i postanowiłam oddać się muzyce. wstałam i powolnym krokiem ruszyłam w stronę parkietu. Weszłam pomiędzy ruszające się w każdą stronę ciała i dałam się ponieść. Nie mam pojęcia jak długo mogło to trwać, ale po chwili poczułam czyjeś dłonie na mojej talii. Otworzyłam wcześniej zamknięte oczy i przyjrzałam się mężczyźnie, którego gorące ręce dotykały teraz moich bioder. Był to niezwykle przystojny brunet i pomimo tego, że kompletnie go nie znałam jego odważne poczynania w moinm kierunku ani trochę mi nie przeszkadzały. Wręcz mi się to podobało. Zaskoczona tym odkryciem nawet nie zorientowałam się kiedy jego dłonie spoczęły na moich pośladkach. Nagle jednak wszystko inne przestało miec znaczenie. Zobaczyłam go. Dracon. Właśnie szedł w stronę wyjścia z klubu. Nie wiem co kierowało mną w tamtym momencie, ale miałam przeczucie, że to doskonały krok.
-Potrzebuje zwrócić uwagę pewnego mężczyzny. Będę teraz udawać, że się do mnie dobierasz a ja tego bardzo nie chcę. Ewentualne skutki wynagrodzę Ci potem-szepnęłam do ucha mojego partnera. On niezauważalnie skinął głową.- Odwal się ode mnie- krzyknęłam. Brunet ku mojemu szczęściu zaczął całować mnie po szyi co dla postronnego wyglądało na bardzo nachalne.-Słyszałeś, puszczaj!- zaczęłam się wyrywac coraz mocniej. Nie puszczał.
-Ta pani najwyraźniej nie chce pańskiego towarzystwa. Nie zauważył pan tego?-usłyszałam ponętny baryton, w tej chwili jednak bardzo szorstki.
-To chyba nie twoja sprawa koleś- odburknął mój "oprawca" mocno trzymając mnie za nadgarstek.Zaczęłam płakać, szarpiąc się mocno.
-Tak myślisz?-zapytał po czym z całej siły uderzył go pięścią w twarz. Brunet przwerócił się na ziemię, a ja cała we łzach rzuciłam się w ramiona byłemu ślizgonowi. Kątem oka zobaczyłam jak ochroniarze wyprowadzają zamroczonego meżczyzne. Malfoy zaprowadził mnie do jakiegoś stolika i delikatnie posadził na fotelu.
-Wszystko w porządku?-zapytał delikatnie i popatrzył w moje jeszcze pełne łez oczy.
-T-tak- wyjąkałam, niezdarnie ścierając resztki tuszu z moich policzków.
-Masz-podał mi szklankę wody. Popatrzyłam na nią niepewnie, pozorując moją niewiedzę co do jego obecnych zamiarów.-Nie bój się, nic Ci nie dosypałem. Jesteś już bezpieczna-odpowiedział subtelnie się uśmiechając i siadając naprzeciwko mnie. W końcu odebrałam szklankę z jego ręki i zanurzyłam usta w lodowatej wodzie.
-Więc, jak masz na imię?...
                                                                       ***
Wiem, że w tej sytuacji zwykłe przepraszam nie wystarczy, ale sama nie wiem co teraz powiedzieć. Jest mi okropnie przykro, że tak zaniedbałam bloga.  Mam naprawdę strasznie dużo pracy i ledwo się ze wszystkim wyrabiam. Dodatkowo ostatnimi czasy bardzo dużo chorowałam i odwiedziłam połowę polskich lekarzy. Na otarcie łez przynoszę wam 2 część miniaturki Zemsta, która niestety musiała być podzielona na 2 części, za co również bardzo przepraszam. Nic nie obiecuję ale mam nadzieję że szybciutko dodam 2 część i w końcu ten blog ruszy na przód. Nie oczekuję, że będzie wam się chciało znów tyle czekać na cokolwiek ale bardzo proszę o cierpliwość gdyż gdyby to zależało ode mnie to dodawałabym rozdziały codziennie. Zdaję sobie także sprawę, że ta notka nie jest idealne, ale może w wolnym czasie uda mi się ją trochę poprawić. Jeszcze raz przepraszam.
Pozdrawiam, MacDusia

poniedziałek, 23 września 2013

Drabble: Szczerość

Powiem od razu. To moje pierwsze drabble. Wiem, nie za ciekawe, ale wpadłam na coś takiego nagle i postanowiłam wam pokazać. Oceńcie czy da się przeczytać xd. Mam nadzieje, że jak na pierwszy raz to nie jest masakrycznie. Ale jak mówiłam, oceńcie sami.
Pozdrawiam, MacDusia
                                                                     ***
Patrzyłeś kiedyś jak twój świat, tak niezwykle długo i mozolnie budowany, rozpada się w nicość?
Widziałeś jak osoby, które były dla Ciebie wszystkim, odchodzą pozostawiając po sobie bolącą pustkę?
Czułeś kiedyś, że przestajesz istnieć, twoja dusza staję się nic nieznaczącym słowem, a ciało tylko powoli niknącą materią?
Czy patrzyłeś kiedyś na swoje życie jak na nieistotny epizod w ogromnym, nieograniczonym wszechświecie?
Czy potrafiłeś odciąć się od natłoku myśli uświadamiających Ci, że jesteś kimś nic niewartym, przez nikogo niekochanym, przez nikogo nieoczekiwanym?
Czy czułeś wszechobecną otchłań, w którą opadałeś w każdej sekundzie swojej jakże nędznej egzystencji?
Wiesz co? Ja też nie.

poniedziałek, 9 września 2013

Miniaturka II: Forever

 Kochani. Z całego serca przepraszam. Że nic nie piszę, wgl nie dodaje postów. Nie chcę się usprawiedliwiać, ale mam teraz naprawdę mnóstwo pracy. Wiem to dopiero początek roku, ale muszę robić dwa projekty edukacyjne, przygotować się do konkursów. Będe miała teraz bardzo mało czasu. Na przeprosiny i pocieszenie wstawiam bardzo króciutką miniaturkę, która naszła mnie niedawno. Mam nadzieję, że się spodoba. Pracuje nad 2 częścią miniaturki: zemsta i nad 2 rozdziałem <dopiero 2???!!! >. Postaram się nidługo dodać. Przepraszam i pozdrawiam.
MacDusia                                                       
                                                                         ***
Kochałam go od pierwszego spojrzenia. Od pierwszego uśmiechu. Kochałam go od pierwszego "cześć" wypowiedzianego z jego pięknych ust. Kochałam go w każdej minucie, każdego dnia, każdego tygodnia. Kochałam jego platynowe włosy, mleczno-białą cerę. Kochałam na niego patrzeć. Nie przestałam nawet gdy było źle. Nawet gdy po raz pierwszy usłyszałam, to tak okropne i wstrętne słowo. Szlama. Pomimo tak wiele wypowiedzianych w moją stronę obelg. Kochałam. Kocham. Moje serce. Odebrane. Oddane. W ręce, w które nigdy nie powinno wpaść. Ale pomimo wszystko. Kocham. Każda próba zaprzestania, zapomnienia, kończyła się  niepowodzeniem. Więc zaczęłam z tym żyć. Jak z chorobą. Moim lekiem był taniec. Ale jak każdy lek, w dużej dawce jest szkodliwy. Żyłam z dnia na dzień, a każdy z nich usiany był bólem, hektolitrami łez i wspomnieniem. Jego twarzy, głosu.
Nawet nie wiem jak się dowiedział. Kiedy, w jaki sposób. Pamiętam tylko jak podszedł do mnie pewnego dnia na pustym korytarzu i powiedziawszy: Tak długo na to czekałem, pocałował mnie. Reszta potoczyła się bardzo szybko. Wyznał mi że od dawna jest we mnie zakochany, ale sądził że jego uczucie jest nieodwzajemnione. Chciał być ze mną, dzielić ze mną każdy dzień. Chciał patrzeć jak śpię i być moją podporą gdy płaczę. Chciał być celem do którego dążę i nagrodą jaką otrzymuje. Chciał być częścią mnie. A ja chciałam być częścią jego. Kochał mnie. I wciąż powtarzał, że nigdy nie przestanie. Tak minęło nam 7 cudownych miesięcy. Aż do tego dnia. Nie było go wtedy bardzo długo. Spóźnił się na nasze spotkanie. Obudził mnie w nocy. Chciałam go przytulić, powiedzieć jak tęskniłam. Odepchnął mnie. Powiedział coś czego nigdy nie zapomnę. To był błąd. Już cię nie kocham. Jesteś dla mnie nikim. I  pomimo tego, że jego słowa ugodziły wprost w moje serce, zdobyłam się na to by spojrzeć w jego oczy. Te które ostatnimi czasy były moim bezkresnym oceanem, miłosnym uniesieniem, ogniem pożądania. Zobaczyłam to co z całego serca chciałam ujrzeć. Głęboko skrywaną.. miłość. I choć chciałam go zatrzymać, odszedł. Od tego momentu minęło dokładnie 7 lat. A ja wciąż czekam. Każdego dnia, w każdej minucie. Wciąż go kocham.. Wiem, że nie przestanę. Przyjaciele martwią się o mnie. Nie chcą bym była sama. Oni mają już własne rodziny. Ale ja wiem , że mogą być tylko z nim. Jaka to dziwna świadomość. Pomio lat, zaprzepaszczonych szans, wypowiedzianych słów, ugaszonych nadziei, wiesz. Choćby to była jedyna rzecz na świecie. Wiesz. Że tylko z nim  możesz być naprawdę szczęśliwa. Bo prawdziwa miłość nigdy nie ustaję. Czasem po prostu się do niej przyzwyczajamy czy też przestajemy ją zauważać wśród innych uczuć. Może i ja pewnego dnia spotkam mężczyznę, który zostanie przy mnie na dłużej. Z którym będę wstanie jakoś ułożyć sobie życie. Może nawet coś do niego poczuję. Może zaznam radości. Ale moja jedyna niepowtarzalna miłość nie wygaśnie. I wiem , że niezależnie po jakim czasie on by wrócił, kochałabym. Kocham. Nie zamierzam przestać. Wciąż widzę go w swoich wspomnieniach. odwiedza mnie w snach. Jego platynowe włosy, mleczno-biała skóra, malinowe usta i oczy, w których już zawsze będę widziała miłośc. I będę czekać. Do końca moich dni..

wtorek, 30 lipca 2013

Nowe życie cz.II

Dym wydobywający się z lokomotywy zasłonił im całkowicie widoczność, kiedy tylko pojawili się po drugiej stronie. Hermiona przeszła kilka kroków, chcąc wydostać się z chmur białej pary. Widok jaki ujrzała zaparł jej dech w piersiach. Piękny i ogromny peron 9 3/4 oblegany przez dziesiątki rodzin, chcących pożegnać swoje pociechy, które zobaczą dopiero za kilka miesięcy. Na torach stał cudowny, czerwony pociąg, który miał je zabrać w miejsce gdzie nauczą się czarować, doświadczą pierwszych miłości, poznają przyjaciół albo wrogów. Gdzie zdobędą nowe doświadczenia, przeżyją porażki. Wszędzie słychać było pohukiwanie sów, miauczenie kotów, krzyki podekscytowanych dzieci i szloch już tęskniących matek. Przez szyby w oknach przebijały się pierwsze promienie słońca, odbijające się w zalegających kroplach deszczu tworząc kolorowe refleksy. Hermiona uśmiechnęła się do siebie. Teraz i ona stała się częścią tego świata. Jak przez mgłę usłyszała, że Alex coś do niej mówi, co zabrzmiało jak: Idę poszukać przedziału. Po chwili sama postanowiła wejść do tego majestatycznego pociągu i zająć sobie miejsce, co nie było wcale łatwe zważając na jej faktycznie dość ciężki kufer i dzieci, które latały tam i z powrotem. W końcu znalazła wolny przedział. Z trudem odsunęła stare drzwi i opadła na miejsce obite zakurzonym materiałem. Rozejrzała się. Było tu jeszcze 5 wolnych miejsc, więc mało prawdopodobny stał się fakt, że nikt już więcej nie przyjdzie. Na razie jednak postanowiła coś poczytać. Z walizki wyjęła jakąś grubszą książkę i pogrążyła się w lekturze. Nie trwało to jednak długo, gdyż po chwili do przedziału nonszalanckim krokiem wszedł blondwłosy młodzieniec. Z pewnością musiał być bardzo przystojny. Platynowe, rozwichrzone włosy opadały na mleczno-białe czoło, stalowo-szare oczy przeszywały Hermione na wskroś i jedyne co psuło ten niesamowity efekt to grymas na jego twarzy.
-Co ty tu robisz, ha?!- zapytał, a chłodny ton jego głosu spowodował, że dziewczyna momentalnie zbladła, nie mogąc wydusić z siebie słowa- No mówię do ciebie. Jesteś niemową?!
-Nnie.. Ja tylko.. Chciałam..
-No co chciałaś? Jakbyś nie wiedziała zajęłaś moje miejsce, więc radzę ci opuścić to pomieszczenie dopóki jestem jeszcze miły..
-Przepraszam, ale kiedy przyszłam nikogo nie było więc pomyślałam, że jest wolne.
-To źle myślałaś, a teraz wyjdź z łaski swojej- burknął tylko. Hermiona widząc, że nie ma nic do gadania wstała i podeszła do półki, zdjąć swój kufer. Pech chciał, że coś się zaklinowało i dziewczyna nie mogła go wyjąć. W końcu pociągnęła z całej siły i walizka z impetem uderzyła w ramie stojącego obok Malfoy'a. Nikt nie mógł sobie nawet wyobrazić jaki ból przeszył rękę nastolatka oznaczoną Mrocznym Znakiem. Łzy cisnęły się do jego szarych oczu, a nogi odmawiały posłuszeństwa. Nie mógł złapać tchu, płuca paliły go żywym ogniem. Hermiona patrzyła na to wszystko zszokowana i przerażona. W życiu nie spodziewała się takiej reakcji blondyna. Nagle zauważyła, że dłonie chłopaka zaciskają się w pięści, które aż pobielały. Reszta potoczyła się bardzo szybko. Mężczyzna jednym gwałtownym ruchem przydusił ją do ściany i wydyszał przez zaciśnięte zęby.
-Zejdź mi z oczu..- po czym wyrzucił ją na korytarz razem z jej wielkim bagażem. Jego siła była wbrew pozorom tak duża, że Hermiona z rozpędu uderzyła w okno pociągu i osunęła się powoli na ziemię. Z jej brązowych oczu popłynęły słone łzy mocząc zaróżowione policzki. Roztrzęsionymi rękami przysunęła nogi i schowała w nich głowę. Łkała po cichutku wcale nie chcąc by ktokolwiek ją zauważył. Kiedyś odpyskowałaby mu tak, że nawet by na nią krzywo nie spojrzał. Ale teraz.. Nie! Nie może tak myśleć. Teraz jest dobrze tak jak jest. Gdyby wciąż była dawną Hermioną to.. W ogóle nie ma co się nad tym zastanawiać! Nagle z jej rozmyślań wyrwał ją głos jakiejś dziewczyny.
-Przepraszam, ale musisz opuścić korytarz gdyż uczniom nie wolno.. Boże.. Ty płaczesz?- krzyknęła rudowłosa osóbka stojąca przed nią. Jej młoda obsypana piegami twarzyczka wyrażała zakłopotanie, a zielone oczy przepełnione były troską.
-Ja..ja ..przepraszam - wychlipała roztrzęsiona. Była w kompletnej rozsypce. Czuła się beznadziejnie i samotnie. Po co przeprowadziła się do Londynu? Czemu opuściła Beauxbaton? Kiedy tak użalała się nad sobą nie zauważyła, jak rudowłosa zabiera jej kufer i kieruje się z nim do jakiegoś przedziału. Po chwili wróciła i kucnęła obok Hermiony.
-Nie wiem jeszcze co się stało, ale nie chcę, żebyś zalewała się łzami na korytarzu, więc teraz chodź. Zaprowadzę cię do mojego przedziału, dobrze?-mówiła. Brązowowłosa popatrzyła na nią załzawionymi oczami i powoli pokiwała głową. Lekko się chwiejąc wstała i poszła za nowo poznaną dziewczyną. Całemu temu zdarzeniu, zza lekko rozsuniętej firanki przyglądał się pewien blondyn. Pluł sobie w brodę, że odważył się podnieść rękę na kobietę, tym samym doprowadzając ją do takiego stanu. Może nie był najmilszym chłopakiem, ale to nie oznaczało, że jest jakimś brutalem. Tłumaczył to sobie tylko tym, że uderzyła go w Mroczny Znak, który wciąż niemiłosiernie piekł. To jednak nie zmienia faktu, iż powinien nad sobą panować.
-Merlinie, mazgaje się jak baba-szepnął do siebie, po czym w końcu opadł na fotel i przymykając powieki oparł głowę o szybę. Powoli ten dzień go wykańczał.
                                                                ***
-..no i wtedy wyrzucił mnie za drzwi-dokończyła Hermiona, mnąc w rękach chusteczkę higieniczną. Spuściła wzrok na ręce i wypuściła cicho powietrze.
-Co za gnida!- krzyknęła oburzona Ginny, bo tak jak się okazało miała na imię dziewczyna o płomiennorudych włosach.
-Kto jest gnidą?- zapytał właśnie przybyły chłopak, łudząco podobny do Weasley'ówny. Za nim stał brunet o przenikliwych, zielonych oczach ukrytych za szkłami jego okrągłych okularów.-O, hej-powiedział uśmiechając się lekko.
-Poznajcie się, to jest Hermiona, nowa uczennica, a to mój brat Ron i Ha..
-Harry Potter, wiem- dokończyła Miona blado się uśmiechając.
-No tak. Cóż zdziwiłbym się raczej gdybyś mnie nie znała. To co masz jakieś pytania? Jak przeżyłem i tak dalej?- zapytał Potter
-Oj wierz mi, sama tego nie lubię. Jeżeli ci to coś powie to mam na nazwisko Granger.-powiedziała spokojnie. Harry na te słowa wytrzeszczył oczy w zdumieniu.
-Że też cie nie poznałem! Przecież widziałem cię kilkakrotnie w mugolskiej gazecie! Tak żałowałem, że nie mogłem przyjść na ostatnią premierę
-Czy ktoś mógłby wytłumaczyć nam o czym Harry tak nawija?-zapytał Ron z głupią miną.
-Mój tata jest całkiem znanym reżyserem.
-Kim?-tym razem pytanie zadała Ginny.
-Reżyser zajmuje się tworzeniem filmów.
-Filmów?-głos ponownie zabrał rudzielec
Rodzeństwo Weasley kompletnie pogubiło się w tej rozmowie. Słowa których używała Hermiona były im całkowicie obce. Nikogo więc nie zdziwiły wyrazy twarzy obojga. Harry tylko zaśmiał się, rozbawiony tym widokiem.
-To coś takiego jak nasze zdjęcia. Postacie ruszają się, ale także mówią. No i całość trwa znacznie dłużej.
-Aaa..I co się z tym robi?-wciąż dopytywał się Weasley.
-Ron to się ogląda, tak..dla rozrywki-odrzekł Harry, po czym bardziej przybliżył się do brązowowłosej.
-Ten film "Komnata Śmierci" był fenomenalny! To efekt, ta groza, poezja. Oglądałem go chyba 10 razy i za każdym ze strachu trzęsłem się jak osika.
-Komnata Śmierci?!- zapiszczał rudzielec- to ktoś chce to oglądać? Przecież to musi być straszne. Ładna mi rozrywka..
-To są horrory. Specjalnie są tak zrobione, żeby się bać. Zakrwawione trupy, egzorcyzmy, krzyki, cmentarze. To jest właśnie najlepsze!!-szeptał podekscytowany brunet. Ron był już całkowicie blady, a jego oczy całkiem nieobecne, wskazywały, że jego wybujała wyobraźnia pracowała właśnie na pełnych obrotach. Jego "ukochana" siostra wykorzystała więc sytuacje, podsunęła się do niego, nachyliła nad uchem brata i..
-BUU!!-krzyknęła znienacka. Rudzielec podskoczył, cały roztrzęsiony. Zrzucił i rozlał przy okazji wszystkie smakołyki, które kupił z wózka ze słodyczami. Zaklął pod nosem.
-Co? Ronuś się nam przestraszył?-zaszczebiotała dumna z siebie Ginny.
-Weź przestań-burknął tylko zawstydzony Weasley.
-No dobra,nie obrażaj się już. Niech Hermiona nam lepiej coś o sobie opowie-powiedziała dziewczyna. Na jej słowa samej zainteresowanej zrzedła mina. Polubiła tę trójkę, a już na stracie musiała ich okłamywać. No może nie tak dosłownie, po prostu zataić pewne istotne fakty. Nie znosiła tego czym była, tego co musiała ukrywać na samym dnie swojej podświadomości, tego o czym nikt z wyjątkiem wybranych nie miał prawa się dowiedzieć.
-A więc-zaczęła- pochodzę z Francji,a dokładniej z miasta Marsylia. Znam oczywiście francuski, ale od urodzenia posługuje się głównie angielskim, więc nie mam specjalnego akcentu. Moja mama jest projektantką mody,a tata reżyserem, jak już wiecie. Mam też brata bliźniaka, Alexa. Do 15 roku życia uczęszczałam do Beauxbaton, ale z pewnych przyczyn musiałam przeprowadzić się do Londynu. No i jestem..-zakończyła
-A twoi rodzice.. to mugole?- zapytał Ron. Serce dziewczyny znów przyśpieszyło na moment. Spięła wszystkie mięśnie, ale oddychała spokojnie. Kolejne kłamstwa-pomyślała
-Tak..Dla większości czarodziejów jestem po prostu mugolakiem i niech tak zostanie.- powiedziała tylko. Reszta wiedziała, że dziewczyna nic już więcej nie powie, dlatego nie naciskali. Większość podróży minęła im na luźnej rozmowie. Tylko Hermiona siedziała zamyślona, spoglądając w okno i co jakiś czas z uśmiechem przyglądając się jak dwoje chłopców zawzięcie rozprawia na temat tego kto w tym roku zdobędzie Puchar Quidittcha. Ginny także co chwilę włączała się do rozmowy, lecz więcej czasu poświęcała na obserwowaniu nowej koleżanki. Wiedziała, że ta coś ukrywa i , że jest jej z tym ciężko. Chętnie by jej pomogła, lecz co w tej sytuacji mogła zrobić. Bardzo chciała zaprzyjaźnić się z tą tajemniczą osobą. Czuła bowiem, że świetnie by się rozumiały. Wiedziała jednak, iż puki Hermiona nie będzie pewna co do jej lojalności, nic nie powie.
                                                                      ***
Hogwart.  Jak zawsze piękny i majestatyczny zamek odcinał się od mroku nocy tysiącami pochodni zapalonymi w każdym możliwym jego zakątku. Wszędzie można było usłyszeć westchnienia zachwytu i piski pierwszorocznych, którzy byli zarumienieni z podekscytowania. Hermiona także z wyrazem pełniej aprobaty przyglądała się tej ogromniej i magicznej budowli. Czuło się ten czar i starość całego zamku, który podsycał tylko aurę tajemniczości. Gdy wszyscy znaleźli się w Wielkiej Sali oczy najmłodszych błysnęły zachwytem, a młode twarze przysłonił szczery i uroczy uśmiech. Cały sufit usiany był gwiazdami skrzącymi się na tle czarnego nieba. Wokół latały świece rozświetlając tym samym całą salę, wzdłuż której ciągnęły się 4 długie stoły każdego z domów: Gryffindoru, Ravenclawu, Hufflepuffu i Slytherinu. Brązowowłosa stała w tłumie jedenastolatków czekających  na ceremonie przydziału, rozglądając się za Alexem
"Gdzie on się podział??" krzyczałam w myślach. W końcu zobaczyła jak jej brat przeciska się przez grupkę poddenerwowanych dzieci.
-Dokąd ty znowu poszedłeś?- zapytała
-Oto samo mógłbym zapytać Ciebie! Wszędzie cię szukam. Gdzie byłaś przez całą drogę?
Hermiona chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią. Pamiętała, że jej brat zawsze bardzo emocjonalnie podchodził do sytuacji kiedy ktoś był dla niej "niemiły" i za każdym razem stawał w jej obronie. Tym razem jednak nie chciała obarczać go kolejnymi problemami.
-Wiesz, poznałam kilka fajnych osób- powiedziałam siląc się na wesoły ton
-Tak? To miło- rzekł, sceptycznie przyglądając się siostrze. Chciał by zyskała takich przyjaciół na jakich zasługuję. Martwił się jak teraz sobie poradzi. Czas nauczył go bycia ostrożnym w stosunku do ludzi. Wiedział, że mogą ją skrzywdzić, a bardzo tego nie chciał.
-Proszę o uwagę!- głos profesor McGonnagal rozległ się po sali- Teraz odbędzie się ceremonia przydziału, po której każda z zebranych tu osób dowie się do jakiego domu będzie przynależeć. W drodze wyjątku oprócz pierwszorocznych, przydzielona zostanie także dwójka szóstoklasistów, od których teraz zaczniemy. Granger, Hermiona
Dziewczyna po tych słowach  ruszyła w stronę stołu nauczycieli, naprzeciwko którego stał stołek oraz nauczycielka ze starą, podartą tiarą. Powoli jak zbliżała się do wyznaczonego miejsca, serce podchodziło jej do gardła. W końcu usiadła, a na jej głowie złożona została tiara przydziału.
-Ciekawe, bardzo ciekawe. Niezwykła inteligencja to na pewno. Mogłabyś dorównać samej Rowenie. Ale co jak tu widzę. Ogromna odwaga, skrywana pod płaszczem nieśmiałości. Spryt i roztropność, jednocześnie brak chęci do obnoszenia się wśród ludzi. Hmm. Niech to będzie.. GRYFFINDOR!!-zakończyła. Po całej sali rozległy się oklaski, największe przy stole jej nowego domu skąd uśmiechały się do niej 3 znajome twarze. Hermiona z uczuciem ulgi ruszyła w tamtą stronę, wcześniej uśmiechając się pokrzepiająco do brata, który właśnie kierował się do miejsca które przed chwilą opuściła. Cały czas jednak czuła na sobie palące spojrzenie. Rozejrzała się chcąc zidentyfikować do kogo należy. Z zaskoczeniem spostrzegła, że przygląda się jej sam dyrektor i to z wielkim zaciekawieniem. Jej uwagę jednak odwróciła salwa braw skierowana w stronę Alexa. Ten z wielkim bananem na twarzy kroczył w jej stronę.
-No siostra, to teraz się już ode mnie nie odczepisz- powiedział siadając przy stole Gryffindoru.
-Na to liczę- odrzekłam przysiadając się obok niego. Kiedy ceremonia była już za nami powstał dyrektor i zaczął swoją przemowę.
-Moi drodzy! Rozpoczął się kolejny rok waszych zmagań w tej szkole. Mamy nadzieję, że jako inteligentni czarodzieje i tym razem sobie poradzicie. Jak zawsze przypominam, że po godzinie 23:00 nie wolno opuszczać swojego dormitorium, a wchodzenie do Zakazanego Lasu jest surowo zabronione. Informację o naborach do drużyny Quidittcha zostaną wywieszone na tablicach w waszych pokojach wspólnych. Na razie to tyle. Wcinajcię!- po tych słowach na stołach pojawiły się tony jedzenia. Od dropsów zaczynając na golonce z ziemniakami kończąc. Dziewczyna postanowiła jednak na lekką sałatkę i sok dyniowy. Pomimo swojej ogromnej chęci opuszczenia Wielkiej Sali pogrążonej w wielkim hałasie rozmów i oddania się relaksującemu zajęciu(czyt. czytaniu książek), musiała poczekać aż wszyscy skonączą jeść. A dlaczego? Bo nawet nie miała pojęcia gdzie znajduje się jej pokój.
                                                                          **
Po drugiej stronie sali stał stół Ślizgonów. Nikogo nie dziwił widok  pogrążonych w ciszy uczniów Slytherinu, co jakiś czas wymieniających między sobą drobne uwagi. Jedynym wyjątkiem był pewien blond włosy arystokrata, pogrążony w rozmowie ze swoim kolegą, Theodorem Nottem.
-To szlama?!-krzyknął nagle zdumiony Draco, zwracając tym samym uwagę nastolatków siedzących obok niego.
-Nie dżyj się. Sam byłem zaskoczony. Sądziłem, że Hogwart niżej upaść nie może. A tym czasem te mugolaki są wszędzie. Jak jakaś zaraza!  Mój ojciec nawet się zastanawiał czy nie przepisać mnie do Durmstrangu i wyjechać z Anglii. Ale sam wiesz. 'Obowiązki"-mówił Teo wyraźnie zbulwersowany. Draco natomiast czieszył się, że nie będzie miał już nic na sumieniu. W końcu kto by się przejmował uderzeniem szlamy. Bo napewno nie on. Młody Malfoy odnalazł ją wzrokiem w tłumie uczniów, siedzącą niespokojnie na swoim miejscu i co jakiś czas spoglądając w stronę wyjścia. W końcu zerwała się z ławki i szybkim krokem ruszyła w stronę drzwi. Blondyn od razu wywęszył okazję do uprzykszenia życia nowej gryfonce.
-Chodź, trzeba pokazać naszej szlamie, kto tu rządzi-szepnął do Notta, przywołując na twarz, wszytkim znany ironiczny uśmieszek. Oboje wstalli z miejsc i ruszyli za Hermioną. Ona powoli przemierzała korytarze zamku . Nie chciała się zgubić teraz kiedy było już całkiem ciemno. Bo co to za przyjemność spędzić noc w mrocznych i zimnych korytarzach. Nawet nie zauważyła, że dwa cienie idą za nią krok w krok. Bardziej przejęła się tym, że po raz 5 skręciła w tą samą stronę. Zrezygnowana stanęła i rozglądnęła się szukając jakiejkolwiek pomocy. Uciezyła się gdy zobaczyła dwie osoby zmierzające w jej stronę. Radość jednak nie trwała długo.
-Ojej, nasza szlamcia się zgubiła. Co teraz będzie? Przecież to takie straszne spędzić całą noc w ciemnych korytarzach..-powiedział jeden z nich. Rozpoznała w nim chłopaka, który wyrzucił ją z przedziału. Serce podeszło jej do gardła.
-Przeciesz wszyscy gryfoni to cioty, co sie więc dziwić że nie potrafią się odnaleźć w niewielkim zamku-dodał drugi i zaśmiał się szyderczo. Gryfonka zaczęła się cofać , ale przecież ja na złość musiała trafić na ścianę. Nie było jak uciec. Może kiedyś by sobie poradziła, ale teraz jest teraz.. Zastanowiła się czy jeżeli krzyknie dość głośno, to ktoś zdąży ją znaleźć zanim ci dwaj ją gdzieś zamkną. W sumie to nawet nie wiedziała jakie mają zamiary.
-Czego ode mnie chcecie?-powiedziała hardo, nie dając rady jednak ukryć drobnego drżenia jej głosu.
-Pokazać ci twoje miejsce szlamo-wysyczał blondyn z takim chłodem, że Hermiona aż się zatrzęsła. Nagle zobaczyła, że drugi ślizgon wyciąga różdżkę po czym oplatają ją niewidzialne liny. Zanim zdążyła krzyknąć jej usta także zostały zakneblowane. Poczuła, że się unosi i po chwili sunęła powoli kilkanaście stóp nad ziemią. Bała się co mogą z nią zrobić. Po chwili kroki nastolatków stały się głośniejsze. Zorientowała się, że znajdują sie w łazience. Chłopcy szeptali coś miedzy sobą, a dziewczyna nagle poczyła że spada. Już wolna od więzów , zaczęła łapać powietrze, choć wiedziała, że to i tak nie sprawi , iż nie spadnie na ..No właśnie na co? Po chwili otrzymała odpowiedz. Leżała w wannie wypełnoinej szlamem.
-Właśnie  tu jest twoje miejsce.. Jesteś niczym..-usłyszała szept koło swojego ucha. Niedługo potem została sama. Podniosła się delikatnie i na trzęsących się nogach wyszła z wanny. Poślizgnęła się jednak na śliskiej od brązowej mazi posadzce i już leżała jak długa. Do oczy napłynęły łzy, a całym wstrząsnął szloch. Dziewczyna podkuliła tylko nogi  i wykończona zdarzeniami całego dnia, zasnęła.
                                                                ***
A więc druga część pierwszego rozdziału. Przepraszam, że tyle to trwało, ale nie miałam ani trochę czasu, w dodatku komputer cały czas świruje. Nie jestem do końca zadowolona z tego rozdziału, ale oceńcie sami. Z utęsknieniem czekam na wasze komentarze.
Pozdrawiam, MacDusia

niedziela, 16 czerwca 2013

Do (ewentualnych) czytelników.!

Na liczniku liczba coraz większa, a komentarzy jak nie było tak nie ma. Ja rozumiem, że jestem w "świecie blogerów" jeszcze nowa, ale jeżeli już ktoś wchodzi to niech zostawi po sobie jakiś ślad. Chociażby jedno słowo. Nie każdemu musi się podobać to co pisze, ale jedno dwa słowa własnej opinii was nie zbawią. Jeśli ktoś ma czas, żeby tutaj wejść to dodanie króciutkiego komentarza chyba nie zrobi mu dużej różnicy. Ja naprawdę chce wiedzieć czy ktoś to czyta, żeby pisać dalej. Bo po co skoro nikogo to nie interesuje. Jestem tym troszeczkę podłamana..
MacDusia

środa, 12 czerwca 2013

Miniaturka: Zemsta I

Zemsta I


Wpatruje się w twoją bladą, nieobecną twarz. Twoje ciało pogrążone w głębokim śnie. Wiem, że to jego dzieło. Że to wszystko to jego wina. Siedzę przy twoim łóżku w bezruchu. Patrzę jak z każdym dniem uchodzi z ciebie życie. Nic nie czuję. O niczym nie myślę. Nie wiem nawet, który już dzień czuwam nad twoim łóżkiem czekając aż się obudzisz. Ale co dzień mam coraz mniej nadziei, że jeszcze kiedykolwiek zobaczę twoje roześmiane oczy. Usłyszę twój śmiech, słowotok, którego dostawałaś za każdym razem kiedy widziałaś mnie na horyzoncie. I wiem, że to wszystko jego dzieło. Spoglądam na twoje liczna rany. Tak liczne, że od samego patrzenia wszystko mnie boli. I wiem , że to wszystko jego dzieło.  Tracę cię. Jesteś coraz dalej. A ja nie mogę cie zatrzymać. Choć tak bardzo chcę. Chcę powiedzieć jak bardzo mam ci za złe, że ukarałaś mnie za jego błędy. Chce ci powiedzieć jak bardzo tęsknie, jak bardzo mi ciebie brak. Chcę powiedzieć, że nasz pies nauczył się podawać łapę. Chce powiedzieć,  że twój prezent,  który dałaś mi na urodziny znów był do kitu. Chciałabym ci to wszystko przekazać i zobaczyć jak twoje brwi ściągają się w gniewie, a oczy spoglądają we mnie z rządzą mordu. Zobaczyć jak obrażona nie odzywasz się do mnie przez 5 minut by po chwili zapomnieć,  że kiedykolwiek byłaś zła. Chciałabym.. Dlaczego to musiałaś być ty? Dlaczego chcesz zostawić mnie tutaj samą? Dlaczego ten jeden raz w życiu byłaś taką cholerną egoistką i myślałaś tylko o sobie? I dlaczego już nigdy nie będę mogła zadać Ci tych wszystkich pytań? Usycham.. Usycham bez Ciebie. Wykrwawiam się. Wykrwawiam się za każdym razem gdy przypominam sobie chwilę z tobą spędzone. Odchodzę razem z tobą. Już nigdy nie będzie tak jak kiedyś. Zabijasz mnie. Zabierasz ze sobą moje serce. I to wszystko jego dzieło.
Nagle słyszę jakiś dźwięk. Może to twój telefon? Przecież zawsze nastawiałaś sobie alarm aby nie zapomnieć podlać swoich ulubionych fiołków które zasadziłaś na balkonie. A może to ptak?  Nie zdążam się nad tym głębiej zastanowić, bo nagle do sali w której leżysz wpada chmara ludzi. Co oni tu robią? I czemu ktoś wyprowadza mnie za drzwi? Chcę się wyszarpać, nakrzyczeć na nich wszystkich, że zakłócają twój spokój, ale nie robię nic. Patrzę tylko jak osoby w białych kitlach podłączają do ciebie różne urządzenia. Po chwili nastaję cisza. Ktoś wychodzi z twojej sali i coś do mnie mówi. Nie wiem nawet co. Wpatruje się tylko w ciebie. Bez uśmiechu, bez życia. Odeszłaś. Odeszłaś..Ale twoja śmierć nie pójdzie na marne. Zemszczę się.  Sprawie, że będzie go bolało bardziej niż mnie teraz. Bo to wszystko jego dzieło..Jego dzieło.
***
Który to już dzień?  Piąty, dziesiąty, setny.. A może nie minęła nawet godzina? Wiedziała tylko tyle, że bez niej wszystko straciło sens. Herbata stała się po prostu brązowa, a ściany po prostu białe. Wszystko jest inne. Nic nie jest takie jak przedtem. Ich dom jest pusty. A ona wraz z nim. Jest pusta. Stała się niczym. Wszystko straciło swój blask, kolor. Świat nawet nie zauważył jej odejścia. Ale ona cierpi za każdego z osobna. Ludzie nie stali się inni po jej odejściu, ptaki wciąż śpiewają tak samo.. A jednak inaczej. Wokół nie ma tej szczęśliwej aury. Razem z nią straciła wszystko. A przecież oprócz niej wszystko jest tam gdzie było kiedyś. Miała dość. Tej ciszy. Pustki. W akcie nagłej rozpaczy złapała stojący nieopodal kubek i cisnęła nim o ścianę. Chwilę później zorientowała się, że to był jej ulubiony. Z Kubusiem Puchatkiem. A w nim był jej ukochany sok pomarańczowy, który tak niedawno jeszcze piła. Coś w niej mnie pękło. Z oczu poleciały łzy. Krzyk. Kobiecy krzyk. Wszędzie słychać było tylko ten krzyk. Tak rozpaczliwy, pełny bólu i tęsknoty. Upadła na kolana wprost na pozostałe jeszcze na ziemi odłamki porcelany. Nie czuła jednak nic..Bo czym był ten ból w porównaniu do tej straty. Szloch wydobywający się z jej gardła niósł się po całym domu.
-Dlaczego..?Dlaczego mi ją zabrałeś..?No dlaczego..?  Czemu ona była winna, co..?No czemu..-szeptała..Położyła się na ziemi, otulając ramionami. Cała się trzęsła. Jej serce było rozszarpywane na malutkie kawałki. Śmierć tak bliskiej osoby przeszywała je na wskroś.. Leżała tak jeszcze chwilę, aż w końcu zapadła w tak długo wyczekiwany sen.
Obudziło ją pieczenie w okolicy kolana. Gwałtownie otworzyła oczy. Zdziwiła się, kiedy zauważyła, że znajduję się w swojej sypialni a w dodatku leży na swoim łóżku. Spojrzała przed siebie doszukując się powodu bólu swojej nogi. Jak się okazało to Ginni właśnie opatrywała jej rany, które zrobiła sobie upadając na rozbity kubek.
-Coś ty ze sobą zrobiła- Hermiona usłyszała po chwili szept przyjaciółki. Nie odpowiedziała. – Nie zamierzasz się teraz do mnie odzywać? Zaszyjesz się tu i dalej nie będziesz wychodzić z domu?? Hermiona, nie możesz tak żyć! Wiem, że jest ci ciężko, ale..
-Gówno wiesz- wychrypiała w końcu, odwracając głowę w stronę okna. Padało. Po chwili usłyszała trzask drzwi. Zacisnęła powieki. Zraniła ją. Ale taka była prawda. Nikt nie mógł wiedzieć co ona teraz czuję. Nikt..Wstała z łóżka i ruszyła ku drzwiom. Wyszła z pokoju i zeszła na dół, do kuchni. Tam odwrócona do niej tyłem stała Weasley’ówna.  Hermiona jak gdyby nigdy nic włączyła czajnik. Wyjęła z szafki kubek i nasypała do niego 3 łyżeczki kawy. Wsłuchiwała się w bulgotanie gotującej się wody. Po chwili siedziała przy stole z parującym napojem w rękach. Wzięła łyżeczkę cukru, potem drugą i trzecią..
-Moja mama jest chora- dźwięk mieszania cukru przerwały słowa rudej.
-Ile?- zapytała prosto z mostu Hermiona patrząc tępo w blat stołu.
-Rok może dwa.
-I co w związku z tym? Mam poczekać z pogrzebem siostry żeby zrobić podwójną uroczystość?- zakpiła. Sekundę później poczuła piekący ból na policzku.
-Jak możesz?!- krzyknęła Ginny nachylając się nad brązowowłosą.
-To co chciałaś usłyszeć?? „Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Molly wyzdrowieje i jeszcze przeżyje nas wszystkich??” Tego chciałaś?? To przykro mi, ale ode mnie tego nie usłyszysz..-odparła z goryczą
-Przecież wiesz, że nie..
-Więc po jaką cholere, mi to powiedziałaś, hę? Chciałaś mnie dobić?!  Dodać mi zmartwień?
-NIE!! Chciałam ci tylko uświadomić, że nie tylko ty cierpisz po odejściu Alice. Że nie tylko ty masz problemy!! Mi też jest ciężko. Teraz jeszcze bardziej! Ale  nie chcę się poddawać. Nie chcę żeby moja matka widziała jak boli mnie ta wiedza, że ją w końcu stracę. Pragnę by chwilę kiedy mam ją jeszcze przy sobie były najcudowniejszymi w jej życiu. I nie pozwolę żebyś to schrzaniła! Jesteś dla mojej mamy jak 2 córka której nigdy nie miała. Ona chcę dla ciebie jak najlepiej. Wie jak cierpisz! Ale nie zgodzę się na to by zamartwiała się nad tobą. Po pogrzebie Ali wracasz do życia rozumiesz!! Nie będziesz się nad sobą użalać! Będziesz żyła tak jak kiedyś!!
-Czy ty słyszysz w ogóle co ty mówisz?? Jak kiedyś??
-Tak doskonale wiem co mówię! I choćbym miała rzucić na siebie imperiusa nie pozwolę ci..Nie pozwolę- rzekła i zniknęła z głuchym trzaskiem teleportacji.
***
Stała nad trumną swojej siostry, patrząc jak bryłki ziemi odgradzają ją od niej na wieki. Stłamsiła w sobie łzy. Wyłączyła wszelkie uczucia. Wiedziała, że musi wziąć się w garść. W końcu to do niej dotarło. Lecz  nie wiedziała czy uda jej się wstać po tym co ją spotkało. Wiatr smagał jej kapelusz i czarną sukienkę. Kiedy grobowiec przykryty został białą, marmurową płytą odwróciła wzrok. To był koniec. Ona odeszła. Już jej nie ma. Nie cofnie czasu. Ale ma wspomnienia. Najwspanialsze o jakich mogła zamarzyć. To jedyne co jej  po niej zostało. Nigdy o niej nie zapomni. Mimowolnie po jej policzku potoczyła się pojedyncza łza. Jedyna jaką wylała tego dnia..Po chwili poczuła jak ktoś łapie ją za rękę. To była Ginny. Posłała jej słaby uśmiech i przytuliła się do brązowowłosej.
-Dziękuje-szepnęła i odeszła. Hermiona w tym jednym słowie zalazła wszystko co chciała jej przekazać przyjaciółka. Lecz zanim zdążyła ją zatrzymać, by coś jej powiedzieć otoczył ją tłum znajomych ludzi, którzy zaczęli składać jej kondolencję. Wyłączyła się mniej więcej na drugiej osobie i co jakiś czas machinalnie kiwała głową i dziękowała. W końcu wszyscy się rozeszli, a ona w spokoju mogła porozmawiać z siostrą.
-Jak tam w świecie trupów, co Ali? Ładnie tam jest w ogóle? Szkoda, że nie dałam Ci aparatu, tam do środka, bo cyknęłabyś mi parę fotek. Zawsze robiłaś dobre zdjęcia. Ale za to strasznie fałszowałaś. Mama zawsze mówiła, że śpiewasz jak kot obdzierany ze skóry-zaśmiała się na to stwierdzenie- więc lepiej tam nie śpiewaj. Jeszcze cię wywalą i nie będziesz miała gdzie się podziać. Wiesz Alice, strasznie mi ciebie tutaj brakuję. Nie umiem zrobić tej twojej popisowej jajecznicy. Do tej pory nie wiem co źle robię. Ale tobie zawsze wychodziła perfekcyjna. Za to zupy robiłaś ohydne. Chociaż w sumie brakuję mi trochę tego twojego rosołu ze śmietaną. Był całkiem oryginalny. Kto wie,  może podbiłabyś jakieś francuskie podniebienia… Tęsknie za tobą.. Tak strasznie za tobą tęsknie. Wiesz co, przyjdę jeszcze jutro. Opowiem ci robiłam. Chociaż w sumie to pewnie za nudzę cię na śmierć. A nie. Przecież takie słowo już nie istnieje w twoim prywatnym słowniku..To do zobaczenia truposzu..-zakończyła po czym wyczarowała czarną różę i położyła ją na białej tafli marmuru. Skierowała się w stronę wyjścia z cmentarza kiedy jej uwagę przykuła postać stojąca za drzewem, niedaleko grobu  Alice. Nagle jej serce zamarło. Rozpoznała go. To był on. Cel jej zemsty. Draco Malfoy..

wtorek, 7 maja 2013

WAŻNE

nie wiem czy ktoś to przeczyta, ale mam prośbę do każdego kto to zrobi. To moje początki ale bardzo mi zależy by mieć większą ilość czytelników, jeżeli komuś opowiadanie sie wgl spodoba. Więc mam do was ogromną prośbę. zaglądajcie tu czasem i mówcie na innych blogach o moim blogu żeby ktoś tu kiedyś zajrzał. troche to wszystko chaotyczne, ale nawet nw jak to napisać. Po prostu chciałabym jakoś rozpowszechnić tego blog? może tak.no..więc to tyle. Do zobaczenia wkrótce.
MacDusia ;)

poniedziałek, 6 maja 2013

Nowe życie cz. I



Londyn. Ta historia zaczyna się dnia 1 września, w piękny upalny poranek pośród promieni słońca, w które skąpany był pewien śliczny domek na przedmieściach. Na zielonym dachu szkliły się kropelki wody, co przywodziło na myśl świeże źdźbła trawy obsypane rosą. Ptaszki donośnie ćwierkały zwiastując cudowny dzień.. Tak cudowny, że nawet..                          
-HERMIONA!!!!!- ten krzyk młodego mężczyzny go nie zepsuję. Bo właśnie w tym uroczym domku, z dachem niczym poranny liść mieszkała rodzina Granger. Mama Juliette. Ta piękna i dystyngowana pani Granger, była sławną projektantką, niegdyś wschodzącą gwiazdą Hollywood. Poświęciła karierę dla 2 wspaniałych dzieci. Teraz gorące oklaski dla Maxa, czyli głowy rodziny. Świetny reżyser. Dostał ponad 20 nominacji do Oskarów! Z niecierpliwością czeka na wygraną<, która raczej nie nastąpi>. Przystojny i dowcipny. Czego chcieć więcej ?  A oto Alex. Koleżanki mówią o nim „ciacho”. On żadnym ciastkiem się nie uważa, choć nigdy nie pogardzi szarlotką swojej mamy. Nie ma dziewczyny i póki co mieć nie zamierza. Na razie zajmuję się rysowaniem i całkiem nieźle mu to wychodzi.  Ale teraz uwaga, bo gwiazdą programu jest… Hermiona  Cicha i spokojna. Taka jest. Choć nie od zawsze. Nie pogardzi dobrą książką i praktycznie cały swoją czas poświęca nauce. Można by powiedzieć, że nie widzi nic prócz górki swoich podręczników. W szkole miała tylko jedną prawdziwą przyjaciółkę, Lucy. Reszta potrzebowała jej tylko do zadań domowych. Dziś wielki dzień dla całej rodziny. Po przeprowadzce z Francji i odejściu ze szkoły Beauxbaton, dzieci udadzą się do szkoły magii i czarodziejstwa, Hogwart. Świetna szkoła dla każdego od mugolaków po czysto krwistych. Każdy znajdzie tu swoje miejsce i zyska wspaniałych przyjaciół. Dyrektorem jest znany w całym świecie magii, Albus Dumbledore, który jest wzorem i autorytetem dla przyszłych pokoleń. Tajniki ważenia eliksirów poznasz z prof. Slughornem. Przetransmitujesz piękny wazon w ślicznego kotka tylko z pomocą, prof. McGonagall. Profesor Flitwick nauczy cię każdego możliwego zaklęcia, a z prof. Vector poznasz nazwy każdej gwiazdy. Prof. Trelawney przepowie ci przyszłość zaś z p. Snapem zapoznasz się z tajnikami czarnej magii. Z Hagridem poznasz cudowne magiczne zwierzęta, a p. Sprout wprowadzi cię w w świat roślin oraz ich niezwykłych zastosowań. Jest jeszcze profesor Binns, ale na jego lekcjach możesz, co najwyżej pospać chyba, że jesteś fanatykiem historii. Tak, więc mniej więcej wygląda szkoła gdzie dziś ma się udać rodzeństwo Granger. Ale nie uprzedzajmy faktów, bo w końcu za godzinę rusza pociąg, a ich tam jak nie było tak nie ma.. A dlaczego? Ponieważ nasza kochana Miona wczoraj do późna czytała niejaką Sagę: ‘Zmierzch”, którą poniekąd uważała za kompletne dno. Zwykła jednak dokańczać książkę, którą zaczęła, więc chcąc dać kres swym męczarnią doczytała ją dokładnie 5 minut po 1. Tak, więc nie trudno się dziwić, że w pięknym pokoiku o kolorze wrzosowym, na białym łóżku z baldachimem leżała” burza loków” rozsypana po niebieskiej poduszce. Panna G. właśnie błądziła po łące pełnej pięknych jednorożców, gdy bliżej nieokreślony obiekt zaczął walić w jej dębowe drzwi. Ta tylko coś mruknęła, zakryła się kołdrą po końcówki swych loków i wsiadła na cudownego konia po czy zaczęła jeść lody śmietankowe, które pojawiły się znikąd. Nie zdążyła ich niestety dokończyć, gdyż „ to coś ” co demolowało wrota do jej azylu, zrzuciło ją z łóżka. Gdy już wystarczająco długo zapoznała się ze swoimi panelami, wstała delikatnie się chwiejąc i zmierzyła wzrokiem osobnika, który przerwał jej sen. A był to Alex, jej ukochany braciszek.
-Siostra wiem, że jestem boski, ale przestań mi się przyglądać, bo..
-Alex, no.. Co cię pytam się uprzejmie skłoniło, by wytrącać mnie ze sny? Dlaczego? Przecież jest dopiero siu..-jęczała w końcu spoglądając na zegarek. Lecz zamiast na jego tarczy ujrzeć godzinę 7 rano, zobaczyła 10. Przetarła ze zdziwieniem swoje duże brązowe oczy zaskoczona nowym odkryciem. Chłopak przyglądał jej się z zadowoloną miną i podniósłszy palec wskazujący miał zasypać ją ripostami na temat jej niewiedzy oraz uświadomić ją jak wspaniałym jest bratem. Zanim jednak zdążył mruknąć choćby słowo, Hermiona pomknęła jak strzała w stronę łazienki pozostawiając po sobie jedynie zapach truskawek, gdyż używała szamponu o takiej właśnie woni. Alex stał tak moment, w którym do jego mózgu docierały niezbędne informacje. I kiedy w końcu zarejestrował, że JEGO siostra właśnie zajęła ŁAZIENKĘ, zerwał się z miejsca i pobiegł w tamtym kierunku. Niestety było za późno, teraz mógłby krzyczeć, wrzeszczeć, kopać i walić we wszystko, co napotka, ale ona i tak nie wyjdzie. Przyzwyczaił się do tego od czasu, kiedy dzielił z Hermioną łazienkę, gdyż w jego starej coś się popsuło i nikt(czyt. Ojciec, który uważa, że wszystko potrafi zrobić sam i nie potrzebuje pomocy żadnego fachowca) nie potrafi jej naprawić. Po 30 minutach żmudnego czekania drzwi się wreszcie otwarły i wyszła z nich panna Granger. Jak zawsze włosy uwiązane w luźny warkocz opadający na ramiona przykryte przydługim i za luźnym, czarnym swetrem. Długie, zgrabne nogi zasłaniały szerokie sztruksy. Stopy odziane w brązowe botki, a w drobnych rękach książka. Tak zwykle wyglądała jego siostra. Nie przejmowała się opinią innych, po prostu taka była. Cicha i spokojna.
-Alex, jeśli chcesz zdążyć to idź już do łazienki
-Było by szybciej gdybyś, choć raz zrezygnowała z tej dłuuugiej porannej kąpieli.
-Oj już przestań. Wiesz, że bez tego jestem praktycznie nieżywa.
-No dobra, już dobra. Idź na dół. Tata pewnie czeka przy samochodzie..Chyba-powiedział i wszedł do łazienki. Tak, Hermiona kiedyś była zupełnie inna. Była. Nie wiedział zupełnie, co się z nią stało. Zanim dołączyli, do Beauxbaton, jego siostrę można było nazwać istnym huraganem, lecz zawsze wesołym i rozchichotanym. Dopiero po pierwszej wizycie u dyrektorki coś zaczęło się dziać. Stała się chicha, małomówna, często gdzieś znikała na długi czas. Całkiem oddała się nauce. Nie mógł jej poznać. Była całkiem obca. Próbował z nią porozmawiać, dowiedzieć się, co stało za tą nagłą zmianą osobowości. Ale nic z tego nie wyszło. Zbywała go najczęściej jakimiś nic nieznaczącymi słowami. W końcu odpuścił. Wiedział, że to nie będzie mieć większego sensu. Ale wciąż się bał. I boi się do tej pory. Po mimo faktu, że nawet nie znał tego powodu obwiniał siebie. Bo mógł temu zaradzić! Bo mógł z nią pogadać! Bo mógł zrobić cokolwiek!! Zorientował się, że go poniosło, gdy woda dotknęła jego nogi. W czasie swoich rozmyślań trochę ją rozchlapał. Zaklął pod nosem, mierzwiąc brązowe włosy i czym prędzej opuścił tonące pomieszczenie. Na dole nikogo już nie było, gdyż mama wciąż smacznie spała w sypialni. Chłopak złapał tylko jabłko, leżące w misie w jadalni i wybiegł z domu. Na podjeździe stało auto taty, obok którego znajdował się jego właściciel nerwowo tupiąc nogą. Po jego sińcach pod oczami było widać, iż mężczyzna zarwał noc.
-Mówiłem, powtarzałem, ale jak zwykle to przecież jak gadanie do ściany-mruczał coś pod nosem, po czym odrobinę podniósł ton głosu-czemu nie nastawiliście tego diabelnego sprzętu, który nazywa się potocznie B-U-D-Z-I-K??-przeliterował- zapowiadałem, że nie wrócę przed północą, bo miałem wczoraj premierę. Ale co tam. Po co słuchać starego ojca??!! Lepiej spóźnić się do nowej szkoły i zrobić „Wielkie wejście”!!-pan Granger już nie hamował swoich emocji. Gestykulował rękami na wszystkie strony, pokazując wszem i wobec swoje oburzenie postawą jego dzieci. Alex patrzył na niego rozbawiony, ale szybko wrócił do poważnej postawy i rzekł
-Nie bulwersuj się tak, tylko wsiadaj za te cholerną kierownice, bo faktycznie zrobimy wielkie wejście pojawiając się następnego dnia-po tych słowach ostentacyjnie trzasnął przednimi drzwiczkami samochodu, w którym zniknął. Ojciec tylko zacisnął oczy, słysząc ten trzask, który aż kalał jego uszy. Słyszał dokładnie jak jeden milimetr jego pięknej karoserii, świeżo lakierowanej, trafia przysłowiowy szlag. Jego syn coraz bardziej zdenerwowany, zatrąbił kilkakrotnie, dając tacie do zrozumienia, że jeżeli w ciągu 2 sekund nie pojawi się za kierownicą, odjadą bez niego. Mężczyzna, więc wziął wdech i z przesadną delikatnością otworzył drzwiczki, po czym równie subtelnie je zamknął. Po chwili z piskiem opon, samochód odjechał z parkingu państwa Granger, tym samym gwałtownie budząc Julię i sprawiając ogromne zdezorientowanie na jej zaspanej twarzy..
Hermiona natomiast siedziała cichutko na tylnym siedzeniu sportowego BMW, pierwszy raz ciesząc się w duchu, iż tata nie wybrał tego mini Vana, który miał kolor idealnie zgrywające się ze ścianami garażu, tylko postawił na tę szybką machinę. Dziewczyna przyglądała się widokom za oknem, na rozmywające się drzewa tworzące jeden wielki pas zieleni i na promienie chcące przebić się przez gęstwiny małych liści. Gdyby nie fakt, że Hermiona była widoczna w bocznym lusterku, można by pomyśleć, że w ogóle nie wsiadła do auta.  Tymczasem myśli dziewczyny krążyły wokół jej niedalekiej przyszłości, nowej szkoły. Do przewidzenia było, iż stanie się popychadłem, jakim była w poprzedniej szkole, a nieliczni „przyjaciele” będą wykorzystywać ją głównie w celu przepisania pracy domowej. Przyzwyczaiła się do tego i nie przeszkadzało jej to, a raczej nie mogło przeszkadzać. Bała się jedynie tego czy sobie poradzi, z samą sobą. Przedtem miała jeszcze Madame Maxime. Teraz nie ma nikogo. Ale wiedziała, że musi dać radę, by nie zawieść jej i siebie. W końcu tyle lat ciągłych ćwiczeń.. Na szybie zaczęły pojawiać się pojedyncze krople deszczu. Niebo zasnute było ciemnymi chmurami. Oh, jakże ona kochała deszcz. To się akurat nie zmieniło i raczej nigdy nie zmieni. Taką samą miłością darzyła również słońce, które za każdym razem dawało jej nowe siły. Patrzyła, więc na to cudowne zjawisko pogody dryfując myślami w stronę odległych marzeń. Po jakichś 10 minutach jazdy, pan Granger zatrzymał się przed okazałym budynkiem, jakim był dworzec King Cross. Mężczyzna wyjął kufry z bagażnika i podszedł do swoich pociech.
-Piszcie do nas czasem, bądźcie grzeczni i uczcie się pilnie-tu popatrzył znacząco na syna, który tylko wywrócił teatralnie oczami- i bez takich mi tu proszę!- krzyknął, wymachując palcem i przez moment stając na palcach, co pozwoliło mu choć na chwilę zrównać się ze swoją latoroślą. Po chwili jednak powrócił do poprzedniej pozycji, tym samym odejmując sobie jakieś 5 cm. Alex dla podkreślenia swojego ”Ogromnego” wzrostu nachylił się nad ojcem i pomachał mu z góry.
-Pa tatku!
-A idź mi już..-mruknął i wsiadł do swojego auta
Dwójka nastolatków ruszyła powoli w stronę dworca, kiedy nagle lekka mżawka przerodziła się w istną ulewę. Oboje, co sił pobiegli do budynku, choć dziewczyna tak naprawdę mogłaby wcale z deszczu nie schodzić, gdyż przemoknięte do suchej nitki ubranie w żadnym stopniu jej nie przeszkadzało. Zwolnili dopiero po przekroczeni dębowych drzwi prowadzących na stację kolejową. Alex przyglądał się swojej siostrze, która wydawać by się mogło nie cieszyła się wcale z tego, że są już w suchym i ciepłym budynku. Znał ją na tyle dobrze, żeby wyczytać to z jej twarzy. Nie miał jednak wystarczająco dużo czasu by się nad tym głębiej zastanawiać. Odebrał jej, więc ciężki kufer, który jak zwykle chciała tachać sama. Nawet nie zdążyła zaprotestować, gdyż chłopak odwrócił się na pięcie i odszedł w stronę konduktora by zapytać gdzie znajduję się peron 9 i ¾. Powodem tego był brak jakiejkolwiek wiedzy na temat dojazdu do Hogwartu. Mieli jedynie dziwnie wyglądający bilet. Jakież było jednak zdziwienie młodzieńca, gdy mężczyzna wyśmiał go mówiąc, że żaden peron 9 i ¾ nie istnieje na tym dworcu i raczej nit go w najbliższym czasie budować nie zamierza. Zawiedziony Alex odszedł ze spuszczoną głową od starszego mężczyzny, który dalej śmiał się z głupoty niektórych ludzi.
-Alex. Przecież to oczywiste, że mugol nie będzie wiedział o peronie, z którego odjeżdża pociąg do szkoły magii. Nie martw się przecież gdzieś musi być jakieś tajemne wejście..-powiedziała i nagle zobaczyła dwójkę ludzi z kuframi dosłownie wchodzących w ścianie pomiędzy 9 a 10 peronem. To musi być to! Nie zwracając uwagi na zamyślonego brata, który przeglądał ich bilety, chcąc znaleźć jakakolwiek wskazówkę, pobiegła w stronę gdzie zniknęli ludzie. Delikatnie dotknęła dziwnej ściany i za zdziwieniem zauważyła, że jej ręka dosłownie wniknęła w gips. Czując lekkie mrowienie w dłoni, wyjęła ją i obróciła się w stronę brata, który wciąż studiował 2 kawałki papieru.
-Alex! Znalazłam!- krzyknęła zwracając przy tym uwagę przechodniów. Brunet oderwał wzrok od biletów i popatrzył pytającym wzrokiem na siostrę, na co ona tylko skinęła ręką, by przyszedł. Tak też zrobił, lecz minęło trochę czasu nim przyniósł obydwa kufry w tamto miejsce.
-Coś.. ty tu włożyła?- wysapał zdyszany
-No kilka książek..-powiedziała wymijająco. Tak naprawdę grube tomiska zajmowały ¾ jej walizki.
-Trochę..-pokręcił głową zrezygnowany. Dobrze wiedział, że w stosunku do książek taki termin nie istnieje w jej słowniku. Nie chciał się jednak z nią kłócić, więc tylko spojrzał na nią wyczekująco krzyżując ręce na piersi. Ona widząc jego postawę, powtórzyła tylko to, co zrobiła przed chwilą. Z uśmiechem obserwowała powiększające się źrenice Alexa. Ledwo zdążyła go powstrzymać, kiedy chciał z impetem wlecieć w ścianę pomiędzy peronami.
-Zgłupiałeś?!-szepnęła-Przecież jak ktoś to zobaczy to po nas. Trzeba to zrobić powoli.
-Zobaczymy jak będziesz się tłumaczyć przed dyrektorem, kiedy nie stawimy się na czas w szkole- powiedział obojętnie. Ona tylko pokręciła głową lekko rozbawiona i rozglądnęła się wokół siebie. Nagle wpadła na pewien pomysł.
-Boże! Dach się pali!-krzyknęła. Kiedy wszyscy jak na komendę spojrzeli w górę, ona pociągnęła Alexa za rękę i zniknęła w magicznym przejściu.
***
Oto pierwsza część pierwszego rozdziału. Nie ma szału. I tak po wielu poprawkach ie jestem do końca zadowolona. Mój komputer był zepsuty więc cały rozdział napisałam w zeszycie, dlatego przepisanie tego do komputera tak długo trwa. w dodatku inne obowiązki nie dają mi wystarczająco dużo czasu by to zrobić. część drugą postaram się dodać jak najwcześniej. Zapraszam do czytania i komentowania!
MacDusia ;)